“Zawsze był przy dzieciach przyzwoicie ubrany, a nawet gdyby mu się zdarzyło coś, co może się zdarzyć każdemu zdrowemu mężczyźnie, to zadbałby, by tego dziecko nie zauważyło” – przekonywał Piotrowicz dziennikarzy. Nie wiadomo, o co dokładnie mu chodziło, trudno jednak uwierzyć, by nie odnosił się do relacji o wyczuwalnym przez dzieci, ukrytym pod sutanną penisie w stanie wzwodu – pisze Radosław Gruca w książce “Hipokryzja. Pedofilia wśród księży i układ, który ją kryje”. Poniżej dłuższy fragment tej książki.
Mało znanym faktem jest to, że biskup Michalik 15 lipca napisał pismo do metropolity przemysko-warszawskiego obrządku greckokatolickiego, Jana Martyniaka. To niezwykle szczery dokument, pokazujący, co biskup Michalik sądzi o wydarzeniach w Tylawie:
Od kilku tygodni prasa antyklerykalna rozpętała nagonkę na proboszcza parafii rzymskokatolickiej w Tylawie, stawiając mi oszczercze, według mojego przekonania, zarzuty. Do prasy antyklerykalnej zaliczył arcybiskup nie tylko „Gazetę Wyborczą”, ale też „Więź” i „Tygodnik Powszechny”, natomiast winą za rzekome oszczerstwa publikowane w prasie obarczył Lucynę Krawiecką /żona greckokatolickiego księdza, która ujawniła molestowanie dzieci przez Michała Moskwę, rzymskokatolickiego proboszcza Tylawy – red. Arbinfo/. Przemilczał to, że zgłosił się do niego zakonnik z nagraniami zeznań ofiar i znów miał pretensję o to, że nie chciała podać ich nazwisk. Pytał ironicznie: Kto jej zabronił, skoro dla redaktorów gazet przygotowywała całą akcję od dawna, a w parę dni potem opublikowane zostały oskarżenia w prasie.
Znamienne, że w liście zostaje przywołana postać zakonnika, jednak kontekst, w jakim się pojawia, służy insynuacji: Ludzie świeccy i księża z dekanatu Dukla skarżą się na gorszące, permanentne przebywania augustianina, brata zakonnego, z żoną księdza, którzy ostatnio roztoczyli szczególnie intensywną charytatywną opiekę nad jakąś zabiedzoną rodziną. Domyślać się można, że w sprawie chodzi o inne motywy niż ochrona dzieci przed „złym” rzekomo księdzem, który od kilkudziesięciu lat gorliwie pracuje wśród tych ludzi. Skąd arcybiskup zaczerpnął wiedzę o „gorszącym przebywaniu”? Czy mógł dowiedzieć się o tym od prokuratora Piotrowicza? Bezsporne jest, że zarówno biskup Michalik, jak i prokurator Piotrowicz dyskredytują osoby zgłaszające przestępstwo pedofilii, obaj też sugerują istnienie spisku. Prokurator Piotrowicz, którego obowiązkiem była ochrona świadków, nie zawahał się obrzucić błotem Ewy Orłowskiej. Ujawnił też fakty z jej życia, które ukazywały ją jako osobę upośledzoną intelektualnie.
Ewa O. kieruje pisma do różnych instytucji. Wynikałoby z nich, że jest osobą bardzo elokwentną, bo pisma są bardzo ładnie, zgrabnie pod względem stylistycznym i treściowym napisane. Tymczasem jej intelekt jest oceniany dość nisko, i to nawet przez rodzinę. Może wspomnę, że są tam jakieś obciążenia dziedziczne, chodziła do szkoły specjalnej. Można powiedzieć, że charakter tych pism pod względem treści i stylu jest jakby ponad tą panią.
Pisząc w taki sposób o ofierze księdza, prokurator Piotrowicz, niejako przy okazji, ujawnił szczegóły innego toczącego się śledztwa:
W pismach jawi się ona [Ewa Orłowska] jako obrończyni wszystkich ciemiężonych przez księdza dzieci. Podkreśla, że leży jej na sercu dobro tych dzieci, tymczasem okazuje się, że akurat toczy się postępowanie karne w sprawie znęcania się tej pani nad własnymi dziećmi. Zawiadomienie złożył były mąż pani Ewy O., przytaczając różne sytuacje, które jego zdaniem miały świadczyć o tym, że ona znęca się nad własnymi dziećmi.
Rozwijał też tezę o rzekomym spisku:
Wielu świadków mówi o tym, że od pewnego czasu bardzo ożywione kontakty pani Lucyna prowadzi właśnie z panią Ewą O. Mówią o tym, że ponoć miała jej obiecać duże pieniądze za zeznania przeciwko księdzu. Mówią, że pani Ewa O. jest w ostatnim czasie bardzo obdarowywana przez panią Lucynę. Między innymi mówią o pralce i jakichś innych paczkach.
Rewelacje Piotrowicza nigdy się nie potwierdziły, lecz pomawiani do dziś czują ból i gorycz. „Mieliśmy przekonanie, że prokurator Piotrowicz kręci tym wszystkim. Na tej konferencji opowiadał różne rzeczy o mnie. Na przykład, że chciałam wygryźć księdza, żeby pracować w szkole jako katechetka. Jako grekokatoliczka nawet bym chyba nie mogła, to było wyssane z palca. A on to ogłosił dziennikarzom. Także o Ewie Orłowskiej powtarzał takie ploty, jestem pewna, że wiedział, że to bzdety. Chciał nas publicznie zlinczować. Odebrałam, że jest podłym człowiekiem, który nie ma nic wspólnego z prawem i sprawiedliwością. Strasznie podły człowiek” – komentowała wypowiedzi szefa prokuratury Lucyna Krawiecka.
(…)
Prokurator Piotrowicz podkreślał kilkakrotnie, że większość świadków uznawała za naturalne, iż ksiądz bierze dzieci na kolana, przytula je, dotyka i całuje. „Nikogo to w tym środowisku nie raziło i sam ksiądz potwierdza te fakty. Zaprzecza jednak, by miały one podtekst seksualny” – oświadczył. Z ponad siedemdziesięciu przesłuchanych w śledztwie świadków siedmiu uznało się za osoby pokrzywdzone. Także te zeznania zostały ocenione jako niewiarygodne. Przyszły polityk PiS podkreślił też, że „gdyby nawet dać wiarę jej [Ewy Orłowskiej] zeznaniom, to czyny te są już objęte przedawnieniem”.
„Jeśli dziecko bolał brzuszek, to po dotknięciu przez księdza ból znikał. Ksiądz ma zdolności bioenergoterapeutyczne” – twierdził. O wkładaniu palców do pochwy z Chrystusem na ustach nawet się nie zająknął.
Piotrowicz odniósł się też do tego, że ksiądz nie zaprzeczał temu, iż dzieci nocowały na plebanii, a on je całował i mył w balii. „Dla dzieci nocowanie w obcym domu jest atrakcją. Kąpiel wynikała zaś z tego, że dzieci były brudne. Całowanie w usta według niego [księdza Moskwy] było na zasadzie »daj ciumka« czy »gilgotanie brodą«” – uzasadniał. Teraz, po przypomnieniu sprawy, internauci i niektóre złośliwe media nazywają go „Ciumkaczem”.
Na korzyść proboszcza miały też przemawiać listy w obronie księdza wysyłane do prokuratury przez parafian.
„Zawsze był przy dzieciach przyzwoicie ubrany, a nawet gdyby mu się zdarzyło coś, co może się zdarzyć każdemu zdrowemu mężczyźnie, to zadbałby, by tego dziecko nie zauważyło” – przekonywał Piotrowicz dziennikarzy. Nie wiadomo, o co dokładnie mu chodziło, trudno jednak uwierzyć, by nie odnosił się do relacji o wyczuwalnym przez dzieci, ukrytym pod sutanną penisie w stanie wzwodu.
„Nie było podstaw prawnych do zbadania księdza przez biegłego psychologa. Być może ksiądz za daleko się posuwał w pewnych kwestiach, ja tego nie wiem, ale na to nie ma paragrafu” – to kolejna wypowiedź prokuratora Piotrowicza na ten temat.
(…)
W podobnej sprawie, dotyczącej księdza oferującego nieletniemu sto złotych za seks oralny, policja rutynowo przeszukała jego mieszkanie i znalazła dziecięcą pornografię. Ksiądz ten przenoszony był do kolejnych parafii, lecz nadal molestował nieletnich, aż w końcu dał się przyłapać w hotelu z chłopcem, z którym nagrywał pedofilskie filmy, za co został skazany na cztery lata więzienia. W Tylawie nie dokonano przeszukania mieszkania księdza Moskwy, a prokurator Piotrowicz pytany o to, dlaczego nie została przeprowadzona wizja lokalna na plebanii, skoro, jak twierdziła dziennikarka, ksiądz miał ubierać figurki świętych w dziecięce ciuszki, znów go bronił (w 2001 r.): „To o niczym nie świadczy, w moim domu jest wiele zabawek ubranych w dziecinne ubranka”. Sprawa księdza z Tylawy nie zaszkodziła mu w karierze, mimo że po publikacji pierwszych artykułów o molestowaniu dzieci przez księdza Moskwę zareagowało Ministerstwo Sprawiedliwości, na którego czele stała sędzia Barbara Piwnik. Prokuratura okręgowa, nadrzędna wobec prokuratury rejonowej, wydała polecenie powtórzenia śledztwa.
Dziewiątego listopada 2001 roku Biuro Informacji Ministerstwa Sprawiedliwości podało do wiadomości, że Prokurator Okręgowy w Krośnie zlecił w dniu 9 listopada br. Prokuratorowi Rejonowemu w Krośnie podjęcie na nowo i kontynuowanie postępowania przygotowawczego w sprawie seksualnego molestowania dzieci przez księdza Parafii Rzymskokatolickiej w Tylawie. Decyzję o umorzeniu śledztwa w tej sprawie uznano za przedwczesną i niepoprzedzoną pełnym wyjaśnieniem wszystkich istotnych okoliczności sprawy. Przy okazji ujawniono, że prokuratura rejonowa, pod kierownictwem Piotrowicza, miała zlekceważyć zalecenia nadrzędnej okręgówki, która poleciła, aby księdza Moskwy nie traktować jako świadka, lecz jako podejrzanego. Mimo to stało się inaczej. Dlaczego? Piotrowicz odmówił komentarza, zasłaniając się tym, że… nie może kwestionować i oceniać polecenia zwierzchniej jednostki. Mimo to śledztwo z wiadomym skutkiem dokończyła inna prokuratura, stawiając księdzu zarzuty i doprowadzając do jego skazania. Przez wiele lat, już jako polityk, Stanisław Piotrowicz unikał tematu lub bagatelizował skalę swojej kompromitacji. Nigdy też nie przeprosił świadków, których pomówił.
Radosław Gruca
Żródło:
Dziennikarz śledczy, pracował m.in. w: „Dzienniku”, „Gazecie Wyborczej”, „Super Expresie” i „Fakcie”. W 2007 roku przeniknął do sekty scjentologów, aby pokazać patologię tego środowiska. Od lat pisze o polskiej służbie zdrowia, wytyka odpowiedzialnym za ten resort politykom nieprawidłowości m.in. przy refundacji leków. Szczególnie interesuje go osoba Antoniego Macierewicza, wielokrotnie opisywał jego podejrzane kontakty m.in. z nazywanym rosyjskim łącznikiem Jackiem Kotasem. Tematem jego publikacji był też Bartłomiej Misiewicz, któremu jako jeden z pierwszych wytknął niekompetencję. Autor książki „Hipokryzja. Pedofilia wśród księży i układ, który ją kryje”.