Udostępniamy tekst filmu Wydawnictwa Arbitror „Tomasz Piątek o przekopie Mierzei Wiślanej”. Uwzględniamy w ten sposób prośby osób, które prosiły o dostęp do tekstu w celu podawania dalej najważniejszych informacji.
Tekst został minimalnie zredagowany w stosunku do filmu. Zawiera też dopisek dotyczący rosyjskich planów co do Mierzei Wiślanej, który nie zmieścił się w materiale wideo.
Wklejamy również sam film dla tych, którzy go jeszcze nie widzieli.
Tekst w postaci pisemnej znajduje się niżej, pod filmem.
Tomasz Piątek o przekopie Mierzei Wiślanej (tekst filmu)
Dzień dobry Państwu. Tomasz Piątek, Wydawnictwo Arbitror.
Przedstawiam Państwu kilka faktów dotyczących sztandarowego projektu PiS, czyli przekopu Mierzei Wiślanej. Kto wykonuje ten projekt?
Polska grupa NDI oraz wywodząca się z Belgii firma Besix.
Postanowiłem sprawdzić grupę NDI i firmę Besix.
Okazuje się, że prezes grupy NDI, Jerzy Gajewski utrzymuje związki biznesowe z byłymi funkcjonariuszami komunistycznego wywiadu PRL. Nie chodzi o tu o szeregowych funkcjonariuszy, ale o tak zwanych asów wywiadu. Ci sprawni i przemyślni oficerowie uprawiali szpiegostwo przeciwko głównemu wrogowi komunizmu, jakim były Stany Zjednoczone.
Z kolei belgijska firma Besix ma stare, wieloletnie powiązania z Rosją i Kremlem.
Z oczywistych przyczyn, ta sprawa ma szczególną wagę.
Jak wiemy, PiS przedstawia przekop Mierzei Wiślanej jako swoje sztandarowe dokonanie. Miałaby to być inwestycja kluczowa dla gospodarki krajowej i regionalnej, istotna dla bezpieczeństwa narodowego, a przede wszystkim – wymierzona przeciwko Rosji.
Tymczasem Wydawnictwo Arbitror oraz pisarze i dziennikarze, między innymi Klementyna Suchanow, Radosław Gruca i ja, publikujemy liczne dowody na to, że PiS świadomie i interesownie działa na rzecz Kremla.
To sprawdzone i udokumentowane fakty, które do części opinii publicznej przebijają się jednak z pewnym trudem, ponieważ partia PiS przez lata używała retoryki antyrosyjskiej.
PiS już porzuciło tę retorykę. Jednak od czasu do czasu do niej wraca przy okazji przekopu Mierzei Wiślanej. On jest przywoływany jako dowód rzekomej antyrosyjskości PiS.
O co chodzi w sprawie przekopu?
Rosjanie od lat robią trudności statkom zagranicznym, które mogłyby wpływać na Zalew Wiślany do polskiego portu w Elblągu przez Cieśninę Pilawską kontrolowaną przez Rosję.
Przekop Mierzei Wiślanej ma otworzyć Zalew Wiślany i port w Elblągu na statki, które dotąd tam nie wpływały ze względu na kłopoty czynione przez Rosjan.
Jakie korzyści miałyby z tego wyniknąć dla gospodarki i bezpieczeństwa Polski?
Podstawowy problem polega na tym, że głębokość przekopu ma wynosić 5 metrów.
Co z tego wynika?
Według oficjalnych komunikatów ministerstwa gospodarki morskiej i informacji serwisu PortalMorski.pl, przez nowo powstały kanał będą mogły przepływać jednostki o zanurzeniu nie większym niż 4 metry.
Wydawnictwo Arbitror zapytało o zdanie rybaków i żeglarzy z Zalewu Wiślanego.
Rybacy i żeglarze powiedzieli nam, że na Zalewie występują liczne płycizny i mielizny, przez co jest on bezpieczny tylko dla statków o zanurzeniu nie głębszym niż 3 metry, do tego obsługiwanych przez załogę dobrze znającą akwen.
Takie trzymetrowe lub czterometrowe zanurzenie wyklucza ogromną większość statków handlowych, które według obietnic PiS miałyby przypływać do Elbląga z całego świata.
Przytoczymy teraz kilka detali, których pisowscy pomysłodawcy przekopu nie wzięli pod uwagę lub nie chcieli wziąć pod uwagę.
Doświadczony nawigator i pisarz Wojciech Pyszkowski podaje, że przeciętne zanurzenie drobnicowca wynosi 23 stopy, czyli około ponad 7 metrów.
Według portalu TransportGeography.org, standardowy kontenerowiec o pojemności tysiąca dwudziestostopowych kontenerów ma zanurzenie 8 metrów i 30 centymetrów.
Dodajmy, że w 2015 r. dyrektor Polskiej Żeglugi Morskiej Paweł Szynkaruk narzekał na port handlowy w Świnoujściu, ponieważ mogły w nim cumować jednostki o zanurzeniu nieprzekraczającym… 13 metrów.
Zatem 13 metrów w Świnoujściu to mało.
Ale 4 metry, a nawet 3 metry zanurzenia w Elblągu – to sukces rządu?
Zobaczmy, jak ten „sukces” wygląda z punktu widzenia bezpieczeństwa narodowego.
Polska flota wojenna posługuje się przede wszystkim dwoma okrętami produkcji amerykańskiej, ORP „Pułaski” i ORP „Kościuszko”.
Co by się stało, gdyby Rosjanie zaatakowali Elbląg?
Otóż nie ma szans, żeby „Pułaski” i „Kościuszko” wpłynęły z odsieczą na Zalew Wiślany przez przekop.
Przyczyną jest zanurzenie tych okrętów, znacznie przekraczające 4 metry. Zanurzenie „Kościuszki” to 5 m i 70 cm, zatem okręt ten od razu wryłby się w dno przekopu.
Przeszkodę stanowi również długość naszych okrętów wojennych, przekraczająca 130 metrów. Albowiem przekopem przez mierzeję będą mogły pływać tylko jednostki nie dłuższe niż 100 metrów.
Te wyliczenia potwierdził dziennikarz i ekspert od wojskowości Marek Meissner, z którym też się skonsultowałem. „Do przekopu i na Zalew Wiślany nie ma prawa wpłynąć żaden okręt, który miałby więcej niż 3 metry zanurzenia!” – powiedział.
Zatem dla bezpieczeństwa Polski, tak jak dla jej gospodarki, korzyści z przekopu Mierzei Wiślanej są żadne lub nikłe.
A jak na tę rzekomo antyrosyjską inwestycję zareagowali Rosjanie?
Wręcz radośnie. W lutym 2019 r. dziennikarka Paulina Siegień opublikowała artykuł pt. „PiS kopie Mierzeję Wiślaną, a Rosja na swojej części planuje delfinarium, spa i inne atrakcje”.
Czytamy w nim, co następuje: „Turystyczny kurort z delfinarium, mariną dla jachtów, nowa droga, a może nawet przejście graniczne z Polską. Rosyjskie władze zapowiadają na Mierzei Wiślanej wielkie inwestycje z symbolicznym podtekstem (…) Deputowany rosyjskiej Dumy i były mer Kaliningradu Aleksander Jaroszuk ogłosił (…) że plany rozwoju rosyjskiej części Mierzei Wiślanej (…) są dyskutowane na poziomie federalnym, między innymi z premierem rosyjskiego rządu Dmitrijem Miedwiediewem. Zaniedbany obecnie teren ma stać się turystycznym kurortem wysokiej klasy (…) Powstał dokument, przedstawiający (…) koncepcję zagospodarowania rosyjskiej części terenu, który – w wyniku polskiego przekopu – będzie wyspą. Koncepcja zakłada, że na mierzei powstaną hotel ze SPA, ekologiczny kemping, aquapark, delfinarium, przystań jachtowa. Planowana jest także budowa drogi od przystani, gdzie zawijają promy z Bałtyjska, do granicy z Polską oraz przejście graniczne”.
Jak widać, sprawą interesowały się osoby najwyżej postawione na Kremlu. Dlaczego? Trzeba pamiętać, że rosyjska część Mierzei Wiślanej stanowi fragment Obwodu Kaliningradzkiego.
To najbardziej zmilitaryzowana strefa w Europie, forteca rosyjskiej armii i forpoczta rosyjskiego wywiadu wewnątrz Unii Europejskiej i NATO, tuż przy polskiej granicy.
Nagła rozbudowa infrastruktury w takim miejscu oznaczać będzie, że przy okazji budowy obiektów turystycznych będzie można zbudować kilka innych obiektów. Takich, które udają turystyczne, ale pełnią cele wojskowe lub wywiadowcze. Mogłaby to być np. stacja nasłuchu albo ośrodek „przechowywania” osób przeznaczonych do tajnego przerzucenia przez granicę Polski albo przez Bałtyk.
Zwiększenie ruchu turystycznego przy granicy i na granicy – to kolejne ułatwienie dla rosyjskiego wywiadu.
Zatem Rosjanie gotowi są na wzmocnienie swojej fortecy i wywiadowni u naszych granic – a okazję do tego dał im PiS.
Dopisek
Obawę o to, że w rosyjskich planach dotyczących Mierzei może chodzić nie tylko o cele czysto biznesowe i pokojowe wzmacnia pewna szczególna okoliczność.
Mianowicie w ostatnim okresie doszło do wymiany wysokich przedstawicieli kadry dowódczej wojsk i służb specjalnych w Obwodzie Kaliningradzkim.
Niektórzy z nowych nominatów to ludzie przysłani z Moskwy, co sugeruje, że Kreml zaczął poświęcać regionowi jeszcze większą uwagę niż dotychczas.
Z naszych informacji wynika również, że oprócz budowy nowych obiektów na półwyspie Rosjanie rozważają też inne sposoby wykorzystania okazji, którą dał im polski rząd. Rosyjskie media i inne źródła donoszą, że w Rosji ścierają się różne pomysły co do losów Mierzei Wiślanej. Pojawiła się koncepcja, według której kurort i delfinarium mogłyby jednak nie powstać. Otóż władze Obwodu Kaliningradzkiego postanowiły utworzyć park narodowy na rosyjskiej części Mierzei Wiślanej. Przez to półwysep mógłby się stać jeszcze bardziej niedostępny. Już teraz prawie nikt tam nie mieszka, teren monitoruje wojsko rosyjskie, a wstęp dla cudzoziemców jest znacznie utrudniony. Po utworzeniu parku narodowego dostęp do półwyspu byłby trudniejszy również dla zwykłych Rosjan. Rosyjska część Mierzei Wiślanej stałaby się strefą jeszcze bardziej zamkniętą niż dziś i co za tym idzie, jeszcze bardziej dogodną dla tajnych celów wojskowych.
Inicjatywę utworzenia parku narodowego nagłośniono w zeszłym roku, potem sprawa przycichła. Rzecz jasna, postanowienie władz regionalnych nie ma w Rosji żadnego znaczenia, jeżeli Kreml nie zaakceptuje decyzji. W tym przypadku można się spodziewać jej odrzucenia. Dlaczego? W czerwcu bieżącego roku odpowiedzialny za inicjatywę regionalny minister ds. środowiska i zasobów naturalnych Oleg Stupin został ukarany za podanie nieprawdy w oświadczeniach majątkowych (razem z czterema współpracownikami, którzy podobnie się “pomylili”). Co więcej, sprawę upubliczniono – a to w putinowskiej Rosji jawny znak niełaski.
Zatem wizja wielkiego rosyjskiego kurortu na Mierzei Wiślanej najprawdopodobniej nie została pogrzebana. Jednak postanowienie o powstaniu parku narodowego wciąż może cieszyć się przychylnością części decydentów na Kremlu – szczególnie tych odpowiedzialnych za “poskramianie Polski”. Albowiem Rosja gra na “konflikt ekologiczny” z naszym krajem. Rosyjskie media nadal publikują artykuły o szkodliwości polskiego przekopu dla regionalnej przyrody. Co więcej, w lipcu agencja informacyjna TASS informowała o specjalnej ekspedycji rosyjskich uczonych na Mierzeję Wiślaną. Uczeni mieli zbierać tam próbki i dane niezbędne do tego, aby ocenić szkodliwość przekopu…
To znaczy, że PiS dało okazję Rosji – wielkiemu eksporterowi paliw trujących i przegrzewających naszą planetę – do niespodziewanego przebrania się w kostium “obrońcy środowiska”. Okazję tym dogodniejszą, że przekop faktycznie oddziałuje na środowisko naturalne w sposób niekorzystny.
Związane z tym konfliktem zagrożenia mogą wykraczać poza zwykłe polsko-rosyjskie fochy i dąsy wizerunkowe. Szczególnie jeśli Rosjanie utworzą park narodowy na swojej części półwyspu. Teraz mogą krzyczeć, że Polacy zatruwają rosyjskie wody przybrzeżne. Po utworzeniu parku będą mogli krzyczeć, że Polacy zatruwają wody przybrzeżne bezcennego skarbu rosyjskiej przyrody. Powstanie parku narodowego może posłużyć do nasilenia nagonki na „polskich niszczycieli”. Propagandziści mogą np. żądać, aby armia Rosji zajęła polską część Mierzei Wiślanej dla obrony rosyjskiego parku narodowego i jego wód przybrzeżnych przed zanieczyszczeniem.
Doświadczenie historyczne uczy, że takie akcje propagandowe bywają bardzo niebezpieczne. Rosyjska propaganda nieraz zapowiada kierunek ofensywy rosyjskich dyplomatów i rosyjskich żołnierzy. Gdyby obecne władze RP faktycznie chciały chronić nasz kraj przez zakusami Kremla, powinny zaprzestać wszczynania konfliktów z zachodnimi sojusznikami. Jeżeli Rosjanie zechcą na próbę zająć mały kawałek terytorium NATO, aby pokazać światu słabość sojuszu i brak jego zdecydowanej reakcji – to wtedy kilkanaście kilometrów piasku w skłóconej z Zachodem Polsce mogłoby stanowić najlepsze miejsce na tego rodzaju eksperyment.
Dodatkową niepokojącą okolicznością jest swoisty najazd wpływowych przedsiębiorców z Moskwy na Obwód Kaliningradzki. Mowa o dobrych znajomych i sojusznikach dyktatora Władimira Putina, którzy wykupują nieruchomości w całym regionie.
Czyżby putinowscy oligarchowie mieli powody przypuszczać, że kurorty i delfinaria jednak powstaną i doprowadzą do wzrostu cen gruntu?
A może moskiewscy biznesmeni mają wesprzeć oficerów i urzędników przysłanych z Moskwy? Może Kreml chce na wszystkie sposoby kontrolować swoją forpocztę wewnątrz NATO, bo w najbliższym czasie ma ona odegrać szczególną rolę w planach moskiewskiego dyktatora?
Tomasz Piątek o przekopie Mierzei Wiślanej (tekst filmu, ciąg dalszy)
Kto z ramienia pisowskich władz zajmie się przekopem Mierzei Wiślanej?
Wykonawcą przekopu jest polska grupa NDI oraz belgijska firma Besix.
To, co teraz Państwo widzą, to komunikat grupy NDI o jej oficjalnym wejściu na teren przekopu razem z firmą Besix w celu przygotowania i rozpoczęcia robót.
Tak się składa, że prezesem grupy NDI jest przedsiębiorca o nazwisku Jerzy Gajewski.
To, co teraz pokażemy, to skany z serwisu Rejestr.io, które przestawiają oficjalne informacje z Krajowego Rejestru Sądowego.
Oto pierwszy skan, który potwierdza, że Jerzy Gajewski jest prezesem grupy NDI SA, tej samej, która przekopuje Mierzeję Wiślaną.
Teraz widzimy drugi skan. Tutaj czytamy, że Jerzy Gajewski był wspólnikiem w spółce o pięknej nazwie Instytut Bezpieczeństwa Biznesu założonej przez spółkę Konsalnet. Spółka Konsalnet, która już nie istnieje, związana była z potężną agencją ochroniarską Konsalnet Holding SA założoną w latach 90. przez byłych funkcjonariuszy komunistycznych służb specjalnych PRL.
Gajewski zasiadał w Instytucie Bezpieczeństwa Biznesu razem z Aleksandrem Makowskim i Jackiem Giermkiem.
Przyjrzyjmy się bliżej obu panom.
Na początek – Jacek Giermek.
Oto trzeci skan z serwisu Rejestr.io.
Tu czytamy, że Giermek zarządzał Instytutem Bezpieczeństwa Biznesu, był też wspólnikiem w tej spółce.
Przez chwilę zarządzał również spółką Konsalnet Ochrona, także związaną z agencją Konsalnet Holding SA.
Czytamy też, że Jacek Giermek urodził się 4 stycznia 1953 r.
Kolejny skan pochodzi z katalogu Instytutu Pamięci Narodowej.
IPN podaje, że ten sam Jacek Giermek urodzony 4 stycznia 1953 r., był funkcjonariuszem aparatu bezpieczeństwa PRL, mianowicie inspektorem w „Zarządzie Polityczno-Wychowawczym” komunistycznego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.
Kim z kolei jest Aleksander Makowski, drugi partner prezesa Gajewskiego w Instytucie Bezpieczeństwa Biznesu?
Makowski wsławił się jako as komunistycznego wywiadu PRL.
Przedstawiamy następny skan z katalogu Instytutu Pamięci Narodowej. Tutaj czytamy, że Makowski wykonywał najtrudniejsze zadania dla komunistycznego wywiadu. Między innymi, był oficerem operacyjnym w Nowym Jorku, następnie rezydentem wywiadu PRL w Rzymie.
Wracamy do rejestrów biznesowych. Kolejny skan, który Państwo teraz widzą, pochodzi z serwisu Rejestr.io. Czytamy w nim, że Aleksander Makowski nadzorował firmy związane ze spółką Konsalnet Holding SA.
Jak również, że Makowski był wspólnikiem i zarządzał spółką BBK.
Kogo odnajdujemy w spółce BBK?
Znowu Jerzego Gajewskiego.
Tak, znowu tego samego Jerzego Gajewskiego, który przekopuje Mierzeję Wiślaną dla PiS.
Właśnie widzą Państwo jeszcze jeden skan z serwisu Rejestr.io, w którym Gajewski figuruje jako wspólnik w spółce BBK.
Obok Gajewskiego widzimy w niej Wiesława Bednarza.
Również panem Bednarzem wypada się zająć.
Następny skan z serwisu Rejestr.io pokazuje inne związki biznesowe Wiesława Bednarza.
Jak widać, pana Bednarza także odnajdujemy w spółkach związanych z Konsalnetem.
A na samej górze czytamy, że Wiesław Bednarz urodził się 22 stycznia 1953 r.
Co IPN mówi o Wiesławie Bednarzu urodzonym 22 stycznia 1953 r.?
Oto skan z inwentarza archiwalnego IPN.
Dowiadujemy się, że ten sam Wiesław Bednarz był pracownikiem zewnętrznym Departamentu I MSW, czyli komunistycznego wywiadu PRL.
W dokumentach służbowych określano go kryptonimem „Ziemowit”.
Tak się składa, że Wiesława Bednarza „Ziemowita” odnajdujemy w jednej z najważniejszych teczek przechowywanych w Instytucie Pamięci Narodowej.
Chodzi o tzw. teczkę „Chemex” dotyczącą Antoniego Macierewicza i jego najbliższego przyjaciela oraz wieloletniego współpracownika, Piotra Naimskiego.
Teczkę sporządził wywiad PRL.
To, co państwo widzą, to skan okładki tej teczki, która dostępna jest w archiwum IPN.
Czego dotyczy teczka „Chemex”?
Otóż w latach 1981-84 Naimski przebywał w USA. Wyjechał tam w niejasnych okolicznościach. A powrócił stamtąd do Polski w sposób całkowicie tajemniczy, dotąd niewyjaśniony.
Komunistyczny wywiad PRL wystąpił do WOP o szczególny nadzór nad granicami, aby opozycjonista-emigrant Naimski w żaden sposób nie przedostał się do Polski niezauważony.
Ale Naimski to właśnie zrobił. Niezauważony przedostał się do kraju. A wywiad PRL, gdy już go namierzył na terenie Polski, w żaden sposób nie próbował go ukarać. Ani za nielegalny wjazd na teren kraju, ani za jego działalność w USA – na pierwszy rzut oka, antykomunistyczną.
Kto w USA zajmował się Naimskim z ramienia wywiadu PRL?
Nasz „Ziemowit”, czyli Wiesław Bednarz, partner biznesowy prezesa Gajewskiego, który przekopuje Mierzeję Wiślaną dla PiS.
To, co Państwo widzą, to pierwsza – następnie druga – a teraz trzecia, ostatnia strona raportu Bednarza „Ziemowita” z 1981 r.
Raport dotyczył imprezy w USA, na której wystąpił Piotr Naimski.
Komunistyczni wywiadowcy potraktowali Naimskiego i jego imprezę dość nonszalancko. Przyszli na nią we trójkę, ponieważ Bednarz zabrał ze sobą dwóch kolegów z wywiadu. Wbrew podstawowym zasadom tajności i kamuflażu, wszyscy trzej wywiadowcy usiedli obok siebie na widowni. Dwaj koledzy po bokach „Ziemowita” mieli mu pomagać, gdyż nie dawał sobie rady ze sprzętem podsłuchowym. Dlaczego? Otóż Bednarz zabrał na imprezę nowy, niesprawdzony sprzęt.
Sprawa Naimskiego została opisana w książce „Macierewicz. Jak to się stało”. Ujawnione w niej fakty świadczą, że wywiad PRL chronił Macierewicza i Naimskiego. Robił to w porozumieniu z elitarną jednostką komunistycznej Służby Bezpieczeństwa, tzw. Biura Studiów SB. Z kolei Biuro Studiów SB ściśle współpracowało ze służbami specjalnymi Kremla.
Tak wygląda przeszłość osób powiązanych z prezesem Gajewskim, kierującym firmą NDI, która kopie Mierzeję Wiślaną dla PiS.
Dodajmy jeszcze, że prawicowe media nieraz atakowały firmę Konsalnet Holding SA jako gniazdo byłych esbeków.
A podczas rządów Platformy Obywatelskiej prawicowe media atakowały też samego prezesa Jerzego Gajewskiego jako kolegę Donalda Tuska (względnie – jako kolegę kolegów Donalda Tuska).
Zatem wypada spytać, jak to możliwe, że prezes Gajewski realizuje sztandarową inwestycję PiS.
A co z drugim wykonawcą przekopu Mierzei Wiślanej, czyli firmą Besix?
Firma wywodzi się z Belgii, ma ponad stuletnią historię. Nas jednak interesuje koniec lat 80. i lata 90.
Firma Besix pojawiła się w Rosji już w 1989 r., czyli jeszcze za czasów sowieckich. Sama się tym chwali. To, co Państwo właśnie widzą, to skan z jej oficjalnej strony internetowej, na której firma Besix podaje tę informację.
Tu trzeba przypomnieć, że w 1989 r. ogromna większość zachodnich przedsiębiorców bardzo ostrożnie podchodziła do samej myśli o prowadzeniu jakiejkolwiek działalności w upadającym komunistycznym ZSRR.
Zachodnia firma, która rozpoczęłaby działalność – do tego tak pracochłonną, kosztochłonną oraz logistycznie trudną jak budowlana – w takim miejscu i czasie, musiałaby być niezwykle lekkomyślna. Albo niezwykle pewna poparcia miejscowych władz.
Później firma Besix działała w innych krajach Europy Wschodniej, ale swoje pierwsze wschodnioeuropejskie pieniądze zarobiła pod okiem Kremla.
Między innymi, brała zlecenia od Sbierbanku.
Czym jest Sbierbank? To najstarszy i największy bank w Rosji.
Sbierbank należy do rosyjskiego państwa. Od zawsze znajduje się pod ścisłą kontrolą Kremla. Obecnie jego prezesem jest Gierman Grief – Rosjanin niemieckiego pochodzenia, znany też jako Herman Gref, jeden z najbliższych sojuszników Władimira Putina. Pod skrzydłami Putina pan Grief objął najpierw ministerstwo gospodarki, skąd w 2007 r. przeskoczył do Sbierbanku.
Ale związki firmy Besix z tym bankiem sięgają dawniejszych czasów.
Na zdjęciu widzą państwo jeden z budynków, które dla Sbierbanku wybudowała firma Besix.
Miało to miejsce w 1998 r., gdy prezesem Sbierbanku był Aleksiej Kaźmin.
Zatem to prezes Aleksiej Kaźmin przyznawał względnie akceptował zlecenia Sbierbanku dla firmy Besix.
Kim jest prezes Kaźmin?
W latach 90. prezes Kaźmin był oskarżany o podejrzane operacje finansowe prowadzone między innymi przy pomocy weksli.
Pisała o tym prasa, alarmowali również deputowani do rosyjskiej Dumy, która wówczas miała więcej niezależności niż dziś.
Kaźmina bronił wówczas szef Centralnego Banku Rosji, Siergiej Dubinin.
Dubinin to człowiek o dość szczególnym rodowodzie: jego ojciec wsławił się tym, że opiekował się zabalsamowanymi zwłokami pierwszego sowieckiego dyktatora Władimira Lenina. Działo się to podczas wojny, gdy mumię wywieziono z Moskwy na Syberię, aby ochronić ją przed ewentualnym znieważeniem przez hitlerowców… Takim pochodzeniem szczycił się prezes Dubinin, protektor prezesa Kaźmina.
Obu bankowych prezesów, Dubinina i Kaźmina łączyła silna więź polityczno-biznesowa. Znali się z rządu, gdyż w pierwszej połowie lat 90. Dubinin pełnił obowiązki ministra finansów, a Kaźmin był jego zastępcą.
W 1998 r. Siergiej Dubinin przyczynił się do kryzysu finansowego, który pogrążył ówczesną Rosję. Dubinin spekulował na państwowych obligacjach, a właśnie takie spekulacje uruchomiły lawinę.
Kaźmin wyratował wtedy swój bank z kryzysu dzięki pomocy rosyjskiego rządu. Rząd wymienił osłabione przez Dubinina obligacje rublowe na papiery dolarowe, co uratowało Sbierbank.
Jak widać, prezes Kaźmin to typowy przedstawiciel rosyjskiej elity lat 90. Elity, mówiąc delikatnie, nieprzejrzystej.
Władimir Putin rzekomo zwalczał tę elitę. Jednak pana Kaźmina potraktował niezwykle łagodnie. Usunął go ze Sbierbanku dopiero w 2007 r. (po 11 latach kierowania tym bankiem). Zrobił go szefem… rosyjskiej poczty. Cóż, tu też nie obyło się bez kłopotów. Kaźmin był szefem poczty niewiele ponad rok. Gdy odszedł, nowe kierownictwo wraz z prokuraturą ujawniło, że Kaźmin malwersował pieniądze wydając miliony rubli m.in. na wewnątrzfirmowy konkurs piękności „Miss Poczty”.
Mimo to, w putinowskiej Rosji panu Kaźminowi wielka krzywda się nie stała. Obecnie inwestuje w produkcję alkoholu.
To wszystko nie powinno nas dziwić.
Powszechnie uznany fakt stanowi to, że w putinowskiej Rosji wielkich biznesów nie robi się uczciwie.
Tak samo jak w Rosji lat 90., gdy prezes Kaźmin nie wydawał pieniędzy na „Miss Poczty”, tylko na firmę Besix. Tę samą, która dziś przekopuje Mierzeję Wiślaną dla PiS.
Ale Kaźmin i jego Sbierbank nie stanowili jedynego źródła rosyjskich dochodów firmy Besix.
W opracowaniu „Gospodarcza Kronika Rosji” czytamy, że w latach 90. firma Besix budowała Szerotiel’, względnie Sherotel, czyli wielki hotel przy moskiewskim lotnisku Szeremietiewo.
Po tej budowie pozostało tzw. miasteczko Besix, czyli stojące nieopodal lotniska osiedle, w którym mieszkali budowniczowie hotelu.
Wielki hotel, miasteczko budowniczych? Skąd na początku lat 90. rosyjska spółka Szerotiel’, do której należał hotel, miała pieniądze na taką inwestycję?
Spółka współpracowała z zachodnią siecią Novotel, jednak źródło honorariów firmy Besix było inne.
W „Gospodarczej Kronice Rosji” trafiliśmy na oświadczenie wiceszefa spółki Sherotel. Macie je Państwo przed oczyma.
Czytamy w nim, że honoraria firmy Besix za budowę Szerotielu pochodziły z kredytów udzielonych firmie Szerotiel’ przez Moskiewski Bank Ludowy zarejestrowany w… Wielkiej Brytanii.
Co to za bank? Bardzo szczególny.
Moskiewski Bank Ludowy powstał w Rosji jeszcze za carskich czasów, a podczas pierwszej wojny światowej otworzył filię w Londynie.
W 1917 r. komunistyczne władze sowieckie znacjonalizowały Moskiewski Bank Ludowy. Rosyjską część komuniści wcielili do państwowego banku centralnego. Natomiast londyńską filię czekało szczególne przeznaczenie.
Londyńska filia Moskiewskiego Banku Ludowego stała się zapleczem dla sowieckich operacji finansowych prowadzonych na całym świecie (w latach 70. filia otworzyła dodatkowe oddziały w Bejrucie i Singapurze). Jak łatwo się domyślić, operacje te służyły celom nie tylko gospodarczym, także politycznym i wywiadowczym. Później z usług Moskiewskiego Banku Ludowego korzystało np. Rosworużenie, czyli rosyjska agencja sprzedająca broń za granicą.
Co to wszystko dzisiaj dla nas znaczy?
To wszystko znaczy, że ludzie związani z Kremlem i rosyjską oligarchią mogą mieć znajomości wśród właścicieli, szefów lub byłych szefów firmy Besix.
Te stare znajomości mogą stanowić też zależność, jeżeli Rosjanie od lat 90. posiadają materiały kompromitujące firmę albo jej właścicieli.
A jest prawdopodobne, że takie materiały istnieją. Przecież firma Besix wdała się w interesy z ludźmi Kremla wyspecjalizowanymi w nieprzejrzystych transakcjach (by nie powiedzieć – przekrętach). Powtórzmy: w Rosji lat 90. wielkich, a nawet średnich biznesów z reguły nie robiono uczciwie. Co nadzorowały, dokumentowały i wykorzystywały rosyjskie służby, które na pewno miały na oku biznesy związane z Moskiewskim Bankiem Ludowym.
Gdyby Kreml miał takie haki na firmę Besix lub jej przedstawicieli, to zapewne nie miałby dzisiaj większego problemu z uzyskaniem planów przekopu Mierzei Wiślanej i z dokładnym monitorowaniem tej propagandowej inwestycji.
Korzystanie z usług firm NDI i Besix przy sztandarowym projekcie PiS to kolejny przykład tego, że partia nie ma oporów przed polityczno-biznesowymi powiązaniami sięgającymi PRL-owskich służb i postkomunistyczno-putinowskiej Rosji. Byleby te powiązania nie rzucały się zbytnio w oczy.
Wiele takich udokumentowanych przykładów znajdą Państwo w publikacjach Wydawnictwa Arbitror i portalu Arbinfo dostępnego pod adresem Arbinfo.pl.
A najbardziej jaskrawym przykładem są powiązania Mateusza Morawieckiego, dokładnie opisane w książce: „Morawiecki i jego tajemnice”
Gorąco apeluję, abyśmy poznawali fakty, a następnie przedstawiali je naszym znajomym.
Mowa o sprawach najważniejszych, o naszej przynależności do Unii Europejskiej, do NATO, do cywilizacji zachodniej.
Jeżeli demokratyczna część społeczeństwa nie pozna tych faktów, to nie zmobilizuje się do walki w sposób właściwy i demokratyczne ugrupowania będą przegrywać kolejne wybory przez kolejne lata.
Z całego serca dziękuję każdemu, kto wyśle ten film znajomym!
Pisarz, publicysta i dziennikarz śledczy. Laureat Nagrody Wolności Prasy 2017 przyznawanej przez światową organizację Reporterzy Bez Granic, Nagrody Wolności i Przyszłości Mediów 2018 przyznawanej przez lipską Fundację Mediów, Nagrody Bestsellery Empiku 2017 i Nagrody Mediatory 2017. Autor 21 książek, w tym bestsellerów "Macierewicz i jego tajemnice" (250 tys. egz.), "Macierewicz. Jak to się stało" oraz "Morawiecki i jego tajemnice". Ukończył językoznawstwo na Uniwersytecie Mediolańskim. Współpracował m.in. z "Polityką", RMF FM, Krytyką Polityczną, "Gazetą Wyborczą" i włoskim dziennikiem "La Stampa". Jest stałym współpracownikiem TOK FM. Mieszka w Warszawie. Należy do Kościoła Ewangelicko-Reformowanego.