Polska Agencja Prasowa (PAP) od 3 tygodni utrzymuje w swoim serwisie nierzetelną depeszę o rzekomym współdziałaniu Ministerstwa Zdrowia z miliarderem Robertem Szustkowskim.
Szustkowski przez lata współpracował z oligarchami rosyjskiego dyktatora Władimira Putina, członkami mafii sołncewskiej (wielka postsowiecka organizacja przestępcza, związana ze służbami specjalnymi Kremla).
Na naszą publikację o depeszy PAP zareagowała opozycyjna posłanka Joanna Kluzik-Rostkowska. Posłanka skierowała interpelację do Jacka Sasina, wicepremiera i ministra aktywów państwowych odpowiedzialnego m.in. za PAP. W swojej interpelacji Kluzik-Rostkowska zapytała:
– dlaczego PAP powiela nieprawdę;
– czy nikogo nie niepokoi to, że państwowa agencja promuje miliardera o wyżej wymienionych powiązaniach.
Tymczasem ustaliliśmy, że Szustkowski i jego otoczenie korzystali z usług PAP już wcześniej. Również wtedy zlecali państwowej agencji informacyjnej powielanie nieprawdziwych informacji.
Chodziło o proces, jaki Robert Szustkowski wytoczył dziennikarzowi śledczemu Grzegorzowi Rzeczkowskiemu z tygodnika „Polityka”.
Depeszę wykupioną przez związanego z Rosją miliardera PAP puściła pod tytułem „Robert Szustkowski oczyszcza swoje dobre imię po publikacjach Polityki”. Także ten tytuł, jak i cała depesza, ma niewiele wspólnego z rzeczywistością.

W ubiegłym tygodniu portal Arbinfo opisał historię płatnej depeszy, którą Robert Szustkowski zamieścił w serwisie PAP. Był to artykuł-laurka, promujący rzekome dokonania miliardera w walce z koronawirusem. Tekst depeszy wiązał działalność Szustkowskiego z Ministerstwem Zdrowia (miliarder miał „być w kontakcie” z ministerstwem).
W odpowiedzi na nasze pytania ministerstwo oświadczyło, że nic nie wie o swojej rzekomej współpracy z Robertem Szustkowskim.
Wysłaliśmy też pytania do PAP. Było to już trzy tygodnie temu. Mimo to nikt z kierownictwa agencji nie podjął decyzji o usunięciu depeszy.
Sprawą opisaną przez Arbinfo zainteresowała się posłanka Joanna Kluzik–Rostkowska z Koalicji Obywatelskiej. Posłanka od lat zajmuje się rosyjskimi powiązaniami Szustkowskiego w ramach poselskiego zespołu śledczego ds. zagrożeń bezpieczeństwa państwa.
Jak to możliwe, że PAP, która wdrożyła program walki z fałszywymi wiadomościami o COVID-19, sama w swoim serwisie zamieszcza fałszywe informacje?” – pyta posłanka w interpelacji skierowanej do ministra Jacka Sasina, który nadzoruje PAP.
Kluzik-Rostkowska podkreśla, że ostatnia publikacja PAP na zlecenie miliardera uwiarygadnia jego osobę i działalność.
Co na to PAP? Do tej pory nikt z agencji nie odpowiedział na nasze pytania o okoliczności umieszczenia depeszy.
Inna depesza, którą Szustkowski zlecił PAP, również budzi wątpliwości co do jej prawdziwości. Depesza odnosi się do artykułów dziennikarza śledczego, Grzegorza Rzeczkowskiego z tygodnika „Polityka” (autora głośnej książki „Obcym alfabetem. Jak ludzie Kremla i PiS zagrali podsłuchami” na temat afery taśmowej z 2014 r.).
W publikacjach Rzeczkowskiego, za które miliarder pozwał tygodnik, dziennikarz opisał powiązania między Szustkowskim a aferą taśmową i biznesmenem Markiem Falentą (skazanym za współorganizowanie wielomiesięcznego nagrywania polityków w restauracjach Sowa i Przyjaciele, Lemongrass oraz Amber Room).
Według ustaleń Rzeczkowskiego to dzięki miliarderowi Szustkowskiemu biznesmen Falenta mógł kupić w Rosji wielkie ilości węgla na korzystnych warunkach.
W zleconej przez siebie depeszy PAP Szustkowski poinformował, że pozywa tygodnik „Polityka” za publikację o jego związkach „ze służbami specjalnymi bądź grupami przestępczymi”. Twierdził, że informacje te są nieprawdziwe.
Depesza została opublikowana pod tytułem „Szustkowski oczyszcza swoje dobre imię po publikacjach >>Polityki<<”. Już sam tytuł wprowadza czytelników w błąd i to na dwa sposoby.
Po pierwsze: Robert Szustkowski sam się przyznaje do związków z kremlowskimi oligarchami Andriejem Skoczem i Lwem Kwietnojem, których mafijna działalność była wielokrotnie opisywana w mediach rosyjskich i światowych. Współpraca Szustkowskiego z tymi oligarchami trwała już w 1995 roku. Skocz i Kwietnoj kierowali wtedy MontażSpecBankiem – czyli rosyjskim mafijnym bankiem, który miał w Polsce zajmować się prywatyzacją. Ostatecznie do tego nie doszło, gdyż rosyjskie służby lat 90. – mniej przychylne mafii niż obecnie – odkryły przestępstwa władz banku. Rosyjscy mafiosi już wtedy grali kompromitującymi nagraniami. Za ich pomocą szantażowano rosyjskich polityków i urzędników. Nagranie, na którym widać ministra sprawiedliwości bawiącego się w saunie z prostytutkami, opublikowały rosyjskie media w 1997 r. Tak się składa, że nagranie to znaleziono w sejfie MontażSpecBanku kierowanego m.in. przez panów Skocza i Kwietnoja. Tak się również składa, że w tamtym okresie polskim przedstawicielem MontażSpecBanku był… Robert Szustkowski. Swoją znajomość ze Skoczem i Kwietnojem miliarder sam niedawno potwierdził odpowiadając na pytania Konrada Schullera, dziennikarza “Frankfurter Allgemeine Zeitung”.
Po drugie: trudno mówić o oczyszczaniu z winy, zanim proces zakończy się prawomocnym wyrokiem.
O tych okolicznościach PAP nie wspomina.
W depeszy zamieszczono także wypowiedź pełnomocniczki Szustkowskiego, mecenas Barbary Kardyni, reprezentującej go w licznych cywilnych procesach. Miliarder wytoczył je m.in. stowarzyszeniu Miasto Jest Nasze, Wydawnictwu Arbitror i Tomaszowi Piątkowi. Niezwykły pozew z żądaniem gigantycznego odszkodowania Szustkowski złożył też przeciwko dziennikowi “Fakt”.
To właśnie “Fakt” jako pierwszy poinformował, że mafia sołncewska mogła maczać palce w polskiej aferze taśmowej z 2014 r. Artykuł pt. „Za aferą taśmową stoi rosyjska mafia?” ujawnił, że:
– Robert Szustkowski to miliarder związany z Rosją;
– w spółkach Szustkowskiego pracowali wspólnicy i menedżerzy firm kontrolujących „podsłuchową” restaurację Sowa i Przyjaciele.
Do tego artykułu próbuje się odnosić pełnomocniczka miliardera, mecenas Kardynia, która w depeszy PAP mówi, co następuje: „Należy zaznaczyć, że dotychczas Sąd dwukrotnie uznawał, że informacje podawane w 2018 roku przez dziennik ‘Fakt’ (…) były nieprawdziwe i działały na szkodę wizerunku mojego klienta”.
Kardynia jednak mija się z prawdą. „Z informacji którymi dysponujemy, komunikat przekazany przez mec. Barbarę Kardynia reprezentującą Roberta Szustowskiego, w zakresie wskazania, że Sąd podobne informacje w 2018 roku, rozpowszechnianie przez dziennik ‘Fakt’ (…) uznał za nieprawdziwe i działające na szkodę wizerunku Roberta Szustkowskiego, nie jest rzetelny i mija się z prawdą” – odpowiada pełnomocniczce miliardera adwokat Mateusz Ostrowski reprezentujący wydawcę „Faktu”, spółkę Ringier Axel Springer Polska – „Na dzień sporządzenia niniejszej notatki ww. postępowanie jest w toku i prowadzone jest przed Sądem Okręgowym w Warszawie, XXIV Wydział Cywilny, pod sygn. akt XXIV C 47/17 – zatem nie zostało wydane żadne rozstrzygnięcie, tym bardziej prawomocne, które dawałoby podstawę do formułowania twierdzeń w zakresie naruszenia bądź braku naruszenia dóbr osobistych Roberta Szustkowskiego”.
Mecenas precyzuje, że przeciwko Ringier Axel Springer nie były prowadzone żadne inne postępowania z powództwa Roberta Szustkowskiego. Tymczasem dziennik poza wspomnianym artykułem („Za aferą taśmową stoi rosyjska mafia?”) opublikował inne teksty, w których przewijało się nazwisko Szustkowskiego.
Znalazł się wśród nich artykuł „Macierewicz dał dostęp do tajemnic rosyjskiemu łącznikowi” z 2016 r. Tekst dotyczył bliskiego i wieloletniego współpracownika Roberta Szustkowskiego, Jacka Kotasa, który w 2007 r. został… wiceministrem obrony narodowej w rządzie PiS.
Jak to się stało? Dopuściła do tego Służba Kontrwywiadu Wojskowego (SKW), kierowana wówczas przez Antoniego Macierewicza. Ta sama służba dała Kotasowi prawo dostępu do tajemnic polskiej armii. Sprawę osobiście monitorował Macierewicz.
Na publikację „Faktu” z 2016 r. ludzie Macierewicza w ministerstwie obrony zareagowali paniką. W środku nocy ministerstwo wydało oświadczenie, w którym informowało, że sprawę przekazało do zbadania szefowi SKW. Był nim Piotr Bączek, wieloletni współpracownik Macierewicza i jego ówczesny podwładny. Następnie Bączek wydał swoje własne, jawnie kłamliwe oświadczenie, w którym twierdził, że Kotas nie miał nic wspólnego ze spółkami Szustkowskiego. Tymczasem według Krajowego Rejestru Sądowego Kotas był prezesem tych spółek przez 14 lat, od 2002 do 2016 r.
Inna ważna okoliczność: Jacek Kotas był też prezesem Narodowego Centrum Studiów Strategicznych. Wbrew swej nazwie, to prywatna organizacja. Jednak Macierewicz jako minister obrony korzystał z jej ekspertów, których zatrudniał w swoim ministerstwie. Nie przeszkadzało mu to, że:
– jeden z tych ekspertów, Grzegorz Kwaśniak, publicznie podważał zaufanie Polaków do NATO;
– drugi z nich, płk Krzysztof Gaj, głośno wychwalał… napaść Putina na Ukrainę.
Mianem „rosyjskiego łącznika” określiło Kotasa m.in. stowarzyszenie Miasto Jest Nasze. Jego ówczesny szef Jan Śpiewak został pozwany za to sformułowanie. Jednak sądy zarówno w pierwszej, jak i drugiej instancji uznały, że Śpiewak miał prawo tak nazwać Kotasa. Ostatni wyrok zapadł tuż przed zamknięciem sądów ze względu na wybuch pandemii.

Radosław Gruca

 

 

 

Informacje o autorze

Dziennikarz śledczy, pracował m.in. w: „Dzienniku”, „Gazecie Wyborczej”, „Super Expresie” i „Fakcie”. W 2007 roku przeniknął do sekty scjentologów, aby pokazać patologię tego środowiska. Od lat pisze o polskiej służbie zdrowia, wytyka odpowiedzialnym za ten resort politykom nieprawidłowości m.in. przy refundacji leków. Szczególnie interesuje go osoba Antoniego Macierewicza, wielokrotnie opisywał jego podejrzane kontakty m.in. z nazywanym rosyjskim łącznikiem Jackiem Kotasem. Tematem jego publikacji był też Bartłomiej Misiewicz, któremu jako jeden z pierwszych wytknął niekompetencję. Autor książki „Hipokryzja. Pedofilia wśród księży i układ, który ją kryje”.