Piotr Piętak, były wiceminister spraw wewnętrznych w dwóch rządach PiS (w latach 2006-2007) zgodził się ze mną porozmawiać w 2018 r. Wiedział, że jest śmiertelnie chory. Przed śmiercią postanowił wyznać, co wie o swoim starym przyjacielu Antonim Macierewiczu. Wiedział dużo. Część naszej rozmowy, dotyczącą lat 80., opublikowałem w książce „Macierewicz. Jak to się stało”. Niestety, mój rozmówca zmarł na dzień przed jej premierą, 18 października 2018 r. Dziś publikuję drugą część rozmowy z Piotrem Piętakiem – niezamieszczoną w książce i poświęconą działalności Macierewicza w latach 2006-2007. Piętak zajmował się wtedy cyfryzacją w pisowskich rządach Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego.

Poniżej:

– tekst rozmowy w formie pisemnej;

– krótki życiorys Piotra Piętaka;

nagranie rozmowy.  

PIOTR PIĘTAK: Żeby była jasność. To czas, w którym już wszystko wiemy. Wiemy, z kim mamy do czynienia i wiemy, że czas dyskusji z tymi ludźmi już się skończył. Będziemy to przez pokolenia odrabiać. Ostatnie dwa lata /2017-2018 – red./ to jedna z największych tragedii Polski.

TOMASZ PIĄTEK: Porozmawiajmy o pana udziale w rządach PiS. W 2003 r. wraca pan do kraju z emigracji…

A zanim wracam, mam w Paryżu spotkanie z Ludwikiem Dornem. Rozmawiamy o informatyzacji, bo tym się wtedy zajmuję. Później dostaję email – od Dorna, ale pośrednio od Kaczyńskiego – z pytaniem o informatyzację ZUS-u. Dokonałem teoretycznych wyliczeń, z których wynikało, że krajowe wyliczenia są do kitu. Pół roku później potwierdziła to inspekcja NIK-u.

Jak już wróciłem do Polski, to zwróciłem się do wszystkich partii z moim programem reformy informatycznej państwa. Jedyną osobą z kraju, z którą rozmawiałem o polityce, był Aleksander Małachowski z Unii Pracy, krewny mojej żony, który odwiedzał nas w Paryżu. Powiedział: „Piotrek, ja się na tym kompletnie nie znam”. Rokita nie chciał ze mną rozmawiać. Ludwik chciał. Tak zostałem doradcą PiS. Wtedy to była normalna partia.

Antek Macierewicz, jak pan wie, był wówczas całkowicie na uboczu polityki, wyeliminowany ze wszystkiego. To był najgorszy okres w jego życiu. Bardzo go lubiłem.

W tamtym czasie rozpadł się rząd SLD, a ja zajmowałem się np. pisaniem ustaw. Trzy czy cztery razy udało mi się coś przepchnąć, coś tam zablokować, więc PiS-owcy byli zachwyceni. Stworzyliśmy i przepchnęliśmy np. ustawę o informatyzacji. Moim zadaniem już po wygranych wyborach w 2006 r. było także nawiązywanie kontaktów. Inaczej mówiąc, poszukiwanie osób, którym później powierzy się stanowiska wiceministrów czy dyrektorów departamentów. W ten sposób trafiłem na profesora Jerzego Urbanowicza. /Jerzy Urbanowicz, matematyk, w 2006 r. zatrudniony przez Macierewicza w Służbie Kontrwywiadu Wojskowego, gdzie odpowiadał m.in. za teleinformatykę i skąd odszedł w 2008 r.; na krótko przed swoją śmiercią w 2012 r., prof. Urbanowicz został sekretarzem związanego z Macierewiczem „komitetu naukowego Konferencji Smoleńskiej” czyli jednej z grup propagujących teorie spiskowe dotyczące katastrofy samolotu prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego w 2010 r. – red./.

Już po pierwszym spotkaniu wiedziałem, że Urbanowicz to człowiek zupełnie nienormalny albo agent. Po dwudziestu latach za granicą nic nie wiedziałem o ówczesnej Polsce i poszedłem do Antka.

Powiedziałem „Słuchaj Antek, ty się zajmowałeś agentami, a ja mam tu faceta, który się zachowuje zupełnie jak agent, a co najmniej zupełnie nieodpowiedzialnie”. On na to „A możliwe, ale nie wiem…”. Gdy wyszedłem, to wziął słuchawkę i zadzwonił do pana Urbanowicza, który na całe lata został jego najbliższym współpracownikiem!

Co więcej, powrót Antoniego do polityki bezpośrednio łączy się z osobą profesora Urbanowicza. Antek zlecił mu napisanie wielkiego donosu (który to donos oczywiście nie nazywał się donosem, ale „opracowaniem o telekomunikacji”). To jeden z najciekawszych dokumentów pokazujących, jak myślą ludzie z PiS.

A dlaczego, pańskim zdaniem, ten dokument miał charakter donosu?

Wszyscy tak o nim mówili. Przede wszystkim, był anonimowy. Opisywał strukturę rynku informatycznego i telekomunikacyjnego w Polsce. Opisywał też strukturę rządu Kazimierza Marcinkiewicza. A przede wszystkim, wskazywał, kto w tym rządzie miałby być agentem Rosji, Mosadu i tak dalej /śmiech/.

Wszystko zrobione było pod pewnymi względami genialnie. Każde z nas ma tam dopisany ogon, który się za nim ciągnie. Ma go Anna Streżyńska /prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej od 2006 do 2012 r., w latach 2015-2018 minister cyfryzacji w rządach PiS – red./. Ma taki ogon premier Marcinkiewicz. No i mam taki ogon ja. Wedle tego donosu głównymi wrogami wolności i niepodległości oraz agentami postkomunistycznego układu byliśmy we trójkę razem ze Streżyńską. Ale wrogiem numer jeden miałem być ja.

Tekst donosu otrzymali wszyscy posłowie PiS. Przeciętny dzisiejszy poseł PiS po lekturze może być przekonany, że jestem agentem Moskwy.

Tekst był bardzo obszerny – 60-70 stron. Jedyne jego prasowe omówienie znalazło się w „Europie” czyli dodatku do „Dziennika”. Od tego momentu zaczął się nowy etap kariery Antoniego Macierewicza.

Ale po kolei: czyim agentem miałby być profesor Urbanowicz?

Nie wiem, czy był agentem. Po zwycięskich wyborach miałem spotkanie z kadrą inżynierską i ktoś polecił mi profesora. On przyszedł do mnie, żeby przedstawić notatki, wedle których wszystko dookoła było wszechogarniającym układem. Mówił jak człowiek wychowany w esbeckich kazamatach Moczara /Mieczysław Moczar, PRL-owski minister spraw wewnętrznych i zarazem agent sowieckiego wywiadu wojskowego GRU, nacjonalistyczny komunista, główny inspirator antysemickiej czystki w 1968 r. – red./. Mówił jak człowiek Moczara albo jak wariat. Uważał, że wszędzie jest agentura.

Dziś lekceważy się takie dociekania, ale w 2006 r. to była bomba atomowa. Kaczyński zaczął wtedy planować zmianę premiera Marcinkiewicza.

Moim zdaniem dopiero ten dokument uświadomił obu braciom Kaczyńskim, jak cennym sojusznikiem jest Antoni Macierewicz. Uznali, że Macierewicz myśli dokładnie tak jak oni: wierzy w postkomunistyczny układ, który niszczy Polskę.

Jaki był tego efekt dla mnie? Moja żona była dyrektorką jednego z gabinetów u Jarka, ja byłem wiceministrem – a doszło do tego, że wszyscy czołowi posłowie byli przekonani, że jestem umoczony.

To się wiąże z wyrolowaniem minister Anny Streżyńskiej. Z tym, jak Macierewicz uniemożliwił jej prowadzenie bezpieczeństwa /cybernetycznego bezpieczeństwa administracji państwowej – red/. To są skandale, on powinien być za nie skazany. Mowa tu też o walce Antoniego ze Streżyńską o kontrolę nad cyberbezpieczeństwem w ostatnich dwóch latach /2016-2018 – red./. Teraz jesteśmy kompletnie bezbronni. Gdyby Putin chciał nas zaatakować, to unieruchomiłby nasze państwo w ciągu 24 godzin.

Wracając do lat 2006-2007, po jakimś czasie dowiedziałem się, że profesor Urbanowicz napisał na mnie donos i jest głównym doradcą Antka. Wtedy nastąpiła zmiana premiera. Macierewicz został wiceministrem obrony /jako szef kontrwywiadu wojskowego – red./. Wiceministrem kompletnie niezależnym od ministra Radosława Sikorskiego…

Od jesieni 2006 r. wiedziałem, że żadnej reformy informatycznej państwa nie będzie. Zrozumiałem to dzięki kontaktom z różnymi osobami z PiS i z samym Ludwikiem Dornem, który był moim przełożonym /jako minister spraw wewnętrznych – red./. Podałem się do dymisji. Ale byłem jedynym doradcą którejkolwiek z partii, który miał dobry kontakt z elitą technokratyczną kraju. Ci profesorowie przekonali mnie, żebym jednak został w rządzie. Więc zostałem – pod panem premierem Kaczyńskim i ministrem Dornem… Ale potem Dorn, jak pan wie, został wywalony. Wtedy po raz drugi się zdymisjonowałem. Znowu mnie proszono, żebym został i pilnował ministerstwa. A ja znowu zdecydowałem, że zostaję. Odbyło się wtedy tajne posiedzenie rządu, na które zostałem wezwany. Wypełniła je w całości kłótnia pomiędzy Macierewiczem a mną.

Dlaczego posiedzenie było tajne?

Nie wiem, czy oficjalnie było tajne. Ale odbywało się w innym niż zazwyczaj budynku. To był koniec 2006 lub początek 2007 r. Ludwik jeszcze wziął udział w tym posiedzeniu. Byłem przerażony. Albo raczej: kulturowo wstrząśnięty. Po raz pierwszy widziałem współpracowników Kaczyńskiego w gromadzie. Nie przypuszczałem, że w demokratycznym państwie możliwe są takie relacje pomiędzy przywódcą a podwładnymi! Zobaczyłem cara i dwór. Oni wszyscy patrzyli na mnie jak na wariata. Zresztą od tej pory miałem ksywkę „Wariat”. Usadowiono mnie naprzeciwko Kaczyńskiego, na końcu długiego stołu. Moja ostra polemika z Macierewiczem dotyczyła forsowanej przez niego nominacji profesora Urbanowicza na stanowisko w jednej ze spółek związanych z rządem. Potem, kiedy jeszcze ze sobą rozmawialiśmy, Antoni mówił mi, że ta nominacja została uzgodniona z Kaczyńskim jeszcze przed posiedzeniem. Niestety, nie mam zwyczaju nagrywania rozmówców, więc nie mogę pochwalić się dowodem.

Na posiedzeniu postawiłem sprawę jasno. Powiedziałem, że po pierwsze samo wymienienie nazwy przedsiębiorstwa w takim kontekście jest ustawowo zabronionym przestępstwem. Po drugie: to przekroczenie kompetencji /Macierewicz jako szef kontrwywiadu wojskowego nie miał uprawnień, by proponować kandydatów do rządowych spółek – red./. Mówiłem to wśród ludzi, którzy patrzyli na mnie, jakbym spadł z księżyca. Kaczyński też spojrzał na mnie – i po tym spojrzeniu już wiedziałem, że jestem ugotowany. Wiedziałem, że reszta tylko patrzy jaką by mi świnię podłożyć.

Aczkolwiek Kaczyński zgodził się ze mną wtedy i Urbanowicz nie został prezesem Polkomtelu. Ale nie miałem żadnych złudzeń, co się stanie.

Pomyliłem się tylko w obliczeniach. Myślałem, że oni mnie wyrzucą, ale oni nie mogli wtedy mnie wyrzucić. Byłem jedynym ministrem od informatyzacji, który miał konkretne sukcesy. Byłem znany w Brukseli. W ciągu dwóch dni wyrwałem stamtąd 400-500 milionów na nasz projekt informatyczny. Wysyłałem moich ludzi do Kanady i Stanów. Gościłem u siebie amerykańskiego ambasadora (zabiegał o dostęp do naszych baz danych). Wyrzucenie mnie byłoby kompromitacją, także na arenie unijnej. Dotrwałem do końca rządu – a potem okazało się, że „ukradłem” 80 000 zł /gdy Piętak był wiceministrem, przekazał swoim bliskim laptopa ze służbową kartą telefoniczną pozwalającą na surfowanie po internecie; po dojściu PO do władzy ujawniono rachunek za to surfowanie (ponad 80 tys. złotych), a były wiceminister zadeklarował, że spłaci całą sumę, co nie uchroniło go przed atakami polityków PO; mimo to Piętak uważał, że to PiS doprowadziło do ujawnienia sprawy, aby zemścić się na nim za wewnętrzną krytykę metod kierownictwa partii – red./. Nie widziałem na oczy słynnego laptopa, ale tego się już mediom nie da wytłumaczyć. Oni jakoś musieli mnie zlikwidować.

Sprawa dokumentu profesora Urbanowicza, tak jak pan ją opisuje, przypomina trochę upublicznienie słynnego raportu Macierewicza o WSI. To też był długi tekst, z którego wynikało, że wszędzie pełno jest agentów.

Tego nie wiem…

Z Piotrem Piętakiem rozmawiał Tomasz Piątek

Piotr Piętak (1953-2018) – informatyk, działacz antykomunistycznej opozycji i podziemia, wieloletni emigrant polityczny. W latach 2006-2007 wiceminister spraw wewnętrznych w dwóch pierwszych rządach Prawa i Sprawiedliwości (pod kierownictwem następujących po sobie premierów Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego). Odpowiadał wówczas za cyfryzację państwa polskiego jako podsekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz koordynator grupy roboczej PiS ds. informatyzacji administracji publicznej.

Przez lata utrzymywał bliskie relacje osobiste i polityczne z Antonim Macierewiczem. Był też ojcem chrzestnym Ludwika Dorna, gdy ten w wieku dojrzałym przyjął chrzest.

W 2008 r. Piętak został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. W 2010 r. odmówił jednak przyjęcia odznaczenia m.in. ze względu na krytyczny stosunek do prezydentury Lecha Kaczyńskiego.

W 2013 r. opublikował List otwarty do Antoniego Macierewicza. Cytujemy: „Szalejesz. Kto nie wierzy w zamach, jest wrogiem Polski. Kto nie wierzy w zamach jest agentem Rosji (…) Putin słuchając Twoich przemówień zaciera dłonie z radości: wykańczamy Polaków ich własnymi rękami. Dlaczego Antku, słuchając Ciebie mam wrażenie, że jesteś kukiełką pociąganą za sznurki przez prezydenta Rosji? Twoje absolutne przekonanie, że tragedia smoleńska była zamachem dzieli coraz bardziej naszych rodaków, wykopuje rów pomiędzy nami. Im głośniej mówisz o zamachu, tym Polska staje się słabsza, czyli bardziej podzielona”.

W ostatnich latach życia Piotr Piętak zmagał się ze śmiertelną chorobą. Zmarł 18 października 2018 r. Na krótko przed śmiercią udzielił mi wywiadu dotyczącego Antoniego Macierewicza.

Rozmowa była bardzo długa i wielowątkowa. Niekiedy Piotr Piętak prosił o wyłączenie dyktafonu i podawał informacje tylko do mojej wiadomości. Tych informacji zgodnie z wolą zmarłego nie publikuję.

Tekst zaprezentowany powyżej w formie pisemnej stanowi najważniejszą część rozmowy po skróceniu i uporządkowaniu wątków.

Zamieszczam też pliki mp3 zawierające całość nagrania w surowej formie.

Tomasz Piątek

Informacje o autorze

Pisarz, publicysta i dziennikarz śledczy. Laureat Nagrody Wolności Prasy 2017 przyznawanej przez światową organizację Reporterzy Bez Granic, Nagrody Wolności i Przyszłości Mediów 2018 przyznawanej przez lipską Fundację Mediów, Nagrody Bestsellery Empiku 2017 i Nagrody Mediatory 2017. Autor 21 książek, w tym bestsellerów "Macierewicz i jego tajemnice" (250 tys. egz.), "Macierewicz. Jak to się stało" oraz "Morawiecki i jego tajemnice". Ukończył językoznawstwo na Uniwersytecie Mediolańskim. Współpracował m.in. z "Polityką", RMF FM, Krytyką Polityczną, "Gazetą Wyborczą" i włoskim dziennikiem "La Stampa". Jest stałym współpracownikiem TOK FM. Mieszka w Warszawie. Należy do Kościoła Ewangelicko-Reformowanego.