Kto wam złamał kręgosłupy? To pytanie pada nieraz pod adresem “dziennikarzy” PiS-owskiej TVP. Jeden z nich, Mariusz Kowalewski, zdecydował się wyznać szokującą prawdę. TVP to coś gorszego niż prywatny folwark prezesów Kaczyńskiego i Kurskiego. TVP to narzędzie służb specjalnych PiS. Pracownicy są śledzeni, zastraszani i werbowani jako konfidenci. Słynny “as” służb PiS, wiceminister Maciej Wąsik, osobiście próbował zwerbować autora.
Premiera książki jutro o 18.00 w warszawskim klubie RadioTelewizja przy ul. Andersa 29:
https://arbitror.pl/tvpropaganda-premiera-17-grudnia/
https://www.facebook.com/events/575774396331575/
Poniżej – okładka i długi fragment pierwszego rozdziału w prezencie od Wydawnictwa Arbitror!


Rozdział I
Koordynator każe mnie zwolnić
18 czerwca 2018 roku szefem redakcji reportażu i publicystyki formalnie był jeszcze Tadeusz Płużański. Za kilka dni miał jednak odejść do TVP Historia. Jego odwołanie było majstersztykiem. Na Placu nie chciał go ani Jarosław Olechowski, dyrektor Telewizyjnej Agencji Informacyjny, ani jego zastępca, odpowiedzialny za sprawy ekonomiczne, Paweł Gajewski.
Majstersztyk polegał na wmówieniu Płużańskiemu, że dostał awans, bo miał się w TVP Historia zajmować projektem związanym z obchodami 100-lecia odzyskania niepodległości. Faktycznie była to degradacja, bo zamiast odpowiadać za całe pasmo publicystyki, teraz Płużański miał się zająć jednym niewielki projektem wydawanym przez niszowy kanał TVP. Ale Olechowski i Gajewski wmówili mu, że jest inaczej.
18 czerwca 2019 roku miałem się pierwszy raz pojawić na kolegium. Po co? To dobre pytanie, bo – jak się później okazało – spotkanie szefów wszystkich redakcji w niczym nie przypominało kolegium, które znałem z „Gazety Wyborczej” czy „Rzeczpospolitej”. Tam dyskutowało się o planowanych tematach. Wymieniało spostrzeżenia, analizowało poczynania konkurencji. Taka burza mózgów, by następnego dnia gazeta była jeszcze lepsza. W TVP Info było inaczej. Kolegia odbywały się w sali konferencyjnej na trzecim piętrze, obok sekretariatu dyrektorów TAI. Pośrodku stał duży owalny stół z krzesłami. Po prawej stronie od wejścia, na niewielkiej komodzie, znajdował się telewizor. Obok niego było wejście do gabinetu Jarosława Olechowskiego. Kilka minut przed 11.00 byli już niemal wszyscy: szefowie redakcji i wydawcy. Brakowało dyrekcji. Zazwyczaj dyrektorzy przychodzili razem. Olechowski i Gajewski. Jak Flip i Flap z tą różnicą, że jeden miał większą tuszę niż drugi, ale obaj byli podobnego wzrostu. Kolegia prowadził Jarosław Olechowski. Gajewski siedział obok. Słuchał. Czasami wtrącał coś niemerytorycznego. Był jak oficer polityczny z dawnych czasów, który pilnował, czy wszyscy myślą i mówią tak, jak życzy sobie tego partia.
Wróćmy jednak do tego, co się wydarzyło kilka minut przed kolegium w czwartek, 18 czerwca. Czekając na dyrektorów, zaczęliśmy rozmawiać o tym, co się dzieje w polityce. Szef redakcji rolnej zapowiedział dymisję „Puchatka”, jak potocznie nazywano Krzysztofa Jurgiela, ministra rolnictwa. W jego miejsce miał przyjść Jan Ardanowski. Dla redakcji rolnej był to news dnia.
Podczas luźnej rozmowy wtrąciłem, że premier Mateusz Morawiecki bardzo chciałby odwołać Mariusza Kamińskiego, koordynatora służb specjalnych, i jego zastępcę – Macieja Wąsika.
– Ale nie ma na to szans, na taki ruch nie zgodzi się Nowogrodzka. Odejście tej dwójki mogłoby być niezrozumiałe dla elektoratu – powiedziałem.
Informacja wprawiła zebranych w osłupienie. Mnie z kolei w osłupienie wprawiła ich reakcja. Nie czytają gazet czy co? – pomyślałem. Dwa tygodnie wcześniej o takich ruchach pisał bowiem „Super Express”, a artykuł cytowany był niemal przez wszystkie portale.
Dalszy ciąg kolegium przebiegł jak wiele późniejszych, w których brałem udział. Przychodzili Olechowski z Gajewskim, siadali na froncie owalnego stołu, najbliżej drzwi prowadzących do gabinetu tego pierwszego, i pytali wszystkich, co dziś będzie na antenie. I wtedy po kolei każdy przedstawiciel redakcji coś tam czytał z kartki. Spotkanie nic nie wnosiło do pracy redakcji. Przez większość zebranych było odbierane jako strata czasu. Ale codziennie trzeba było być o godzinie 11, wyrecytować, co się robi, i udać się z powrotem do swoich obowiązków. Równie dobrze można byłoby te informacje wysłać e-mailem i nikt by na tym nie stracił.
Wychodząc z kolegium, spotkałem Krzysztofa, który na Placu odpowiadał za doradztwo prawnicze, ale dokumentował też tematy na potrzeby różnych redakcji.
– Ty, jakieś jaja. Z kolegium wyszedł wydawca Wiadomości i do kogoś dzwonił. Mówił o tobie – powiedział.
– Co mówił?
– Coś tam, że jesteś tu nowy, i wspominał o jakichś dymisjach.
18 czerwca był dniem bez historii. Jurgiel, jak zapowiadano, stracił fotel ministra, a w jego miejsce przyszedł Ardanowski. Poza tym nic się nie działo. Większość czasu zajęła mi praca nad nowymi formatami, które mieliśmy wprowadzić do jesiennej ramówki. Po południu udałem się na ul. Bednarską, do wynajmowanego mieszkania. Odłożyłem telefon na komodę, a sam zapadłem w krótką drzemkę. Obudził mnie dzwonek telefonu.
– Witam. Co się stało, że sobie o mnie przypomniałeś? – zagaiłem, podnosząc słuchawkę.
– Co ty tam na kolegium powiedziałeś? Że chcą nas odwołać? Kto ci takie bzdury opowiedział? – zapytał Maciej Wąsik, zastępca koordynatora służb specjalnych.
Przez głowę przeszła mi ta sama myśl co podczas kolegium. Nadzoruje służby, a nie czyta gazet. Jezu!!!
Druga myśl była bardziej przerażająca. Skąd Wąsik wie, że na kolegium rozmawialiśmy o ich rzekomych dymisjach, które nie doszły do skutku? Wtedy skojarzyłem to, co powiedział Krzysztof o wydawcy Wiadomości, który wyszedł z sali konferencyjnej i do kogoś dzwonił, wymieniając moje nazwisko. Co za dno! Dziennikarz wynosi informacje z kolegium. Nigdy wcześniej się z tym nie spotkałem.
– Kto ci powiedział te bzdury? – dopytywał Wąsik.
– Mój dziennikarz, a informacje mieliśmy z kręgów rządowych – odparowałem. Skoro nie czyta gazet, to można mu wmówić wszystko. Chociaż faktycznie informację o planowanych dymisjach przyniósł kilka dni wcześniej dziennikarz mojej redakcji, ale była ona wtórna wobec artykułu „Super Expressu”.
– Musimy się spotkać, bo ktoś wprowadza cię w błąd.
Wstępnie umówiliśmy się na następny dzień, 19 czerwca, ale ostatecznie do spotkania doszło, jak dobrze pamiętam, 20 czerwca. Pojechałem do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Najpierw biuro przepustek. Później bramki. Na końcu czekała sekretarka Wąsika.
Udaliśmy się długim marmurowym korytarzem na piętro. Ostatni raz, kiedy byłem u Wąsika, urzędował jeszcze w niewyremontowanej części budynków rządowych. By do nich dojść, trzeba było wyjść na podwórko znajdujące się za siedzibą premiera.
– Przeprowadzili się państwo? – zapytałem.
– Tak, teraz jesteśmy tutaj – powiedziała starsza pani, która wprowadziła mnie do sekretariatu zastępcy koordynatora. Wąsik stał w drzwiach po prawej stronie.
– Daj telefon – wypalił na dzień dobry.
Wziął mój i swój aparat i odłożył je, o ile mnie pamięć nie myli, do sejfu. Bał się, że mogę go nagrać, czy bał się, że ktoś może nas podsłuchać? Jeśli to drugie, to kto? Ruscy? Amerykanie? Mosad?
Sekretarka zapytała jeszcze, czy czegoś bym się napił. Usiedliśmy przy podłużnym stole, który stał zaraz na prawo od drzwi do gabinetu. Cała rozmowa dotyczyła kolegium redakcyjnego. Maciej Wąsik za wszelką cenę chciał wiedzieć, od kogo usłyszeliśmy o rzekomych dymisjach. Wiedział, że informację przyniósł Krzysztof. Skąd? Nie wiem.
– Nie możesz takich rzeczy mówić na Placu. My jesteśmy państwowcami. Nie można sugerować, że ktoś chce nas odwołać. Tym bardziej że to nieprawda – ciągnął Wąsik.
– Kolegia są właśnie po to, by o takich rzeczach rozmawiać.
– To są bzdury, które podważają zaufanie do nas.
– Kolegia są po to, by wymieniać informacje.
– To jest telewizja państwowa i nie mówi się tam takich rzeczy. Musisz się dowiedzieć od Krzysztofa, kto mu to powiedział.
– Nie mogę ujawniać informatorów dziennikarzy.
– Musisz. Masz go zmusić, by to powiedział.
– Nie.
Później porozmawialiśmy jeszcze kilka minut. Na odchodne Wąsik rzucił:
– Jesteś jego przełożonym i masz go zmusić, by ci powiedział, skąd miał informację.
Tak, jasne, komuś się pomyliły role – pomyślałem i wyszedłem z gabinetu, udając się na Plac.
Na temat spotkania porozmawiałem jeszcze z Pawłem Gajewskim. Później opowiedziałem o nim Krzysztofowi. Uznałem temat za zamknięty. Kilka dni później jednak przypomniał mi o nim Wąsik, dzwoniąc i pytając, czy już ustaliłem, kto Krzysztofowi powiedział o ich dymisji.
– Nie, i nie mogę tego zrobić. Ty jesteś politykiem, ja dziennikarzem i nie ujawniam takich informacji.
To była ostatnia rozmowa, jaką przeprowadziłem z Maciejem Wąsikiem.
26 czerwca 2018 roku, siedząc wieczorem w wynajmowanym mieszkaniu przy Bednarskiej, dostałem telefon.
– Pan Kowalewski? – usłyszałem w słuchawce.
– Tak.
– Proszę przyjechać do biura zarządu TVP na 20.30 do pana prezesa.
Czego może chcieć ode mnie prezes? Jadąc na Woronicza, wysłałem SMS-a do Gajewskiego. Ten odpisał, że nic nie wie. Kurski miał zwyczaj zapraszać gości i spóźniać się na umówione spotkanie. Ze mną było tak samo. Byłem o 20.30. Sekretarka prezesa kazała mi usiąść w pokoju obok gabinetu prezesa i czekać. Czekałem tak długo, że obejrzałem niemal cały mecz Argentyna vs Nigeria na mundialu w Rosji. Kurski zjawił się pod jego koniec.
– Dzwonił do mnie z pretensjami koordynator. Później dzwonił też premier Morawiecki. Wszyscy mają pretensje o informacje, które podałeś na kolegium – zaczął Kurski.
Jezu! Znowu? Czy oni w tym rządzie nie czytają gazet? Nie dostają prasówki? Wręcz niewiarygodne – pomyślałem. – Jestem prezesem TVP i musisz mi powiedzieć, skąd mieliście te informacje. Podobno mówiłeś, że z KPRM – ciągnął Kurski.
– I tak, i nie – zacząłem, mając w tyle głowy, że powiem o tej gazecie. Ostatecznie jednak stanęło na tym, że z okolic KPRM, co też było prawdą, ale wtórną wobec publikacji popularnej bulwarówki.
– Od kogo?
– Nie mogę powiedzieć.
– Mnie musisz, jestem prezesem TVP.
– Zgodnie z prawem prasowym… – zacząłem, ale widząc wrogie spojrzenie Kurskiego, zmieniłem ton. – Nie pamiętam skąd – rzuciłem na odczepnego.
I wtedy Kurski nagle urwał temat. Zaczęło mu się dokądś spieszyć. Wyciągnął rękę, by się pożegnać.
– Na Placu nie możesz mówić takich rzeczy, tam są szpiony. Jesteś stary, a głupi. Mam nadzieję, że temat rozejdzie się po kościach – rzucił, po czym podał mi dłoń i wyszedł.

Mariusz Kowalewski

Źródło:

Mariusz Kowalewski, “TVPropaganda. Za kulisami TVP“, Arbitror 2019
https://arbitror.pl/produkt/tvpropaganda/